Content
W celu zalogowania się do konta użytkownika wpisz swój adres e-mail i hasło. Potem kliknij przycisk zaloguj.

baner
Inspiracje: Andy 2011
artykuł

"Wszystkie inne TIR-y odjechały, a my zostaliśmy sami, wściekli na środku pustyni. Wsiedliśmy więc na rowery i ruszyliśmy naprzód. Po pewnym czasie dogoniliśmy Poyo i dowiózł nas do granicy pod warunkiem, że zapłacimy 500 dolarów" – śmieje się Karol. Poyo dowiózł ich do granicy, tam wysadził obiecując, że będzie na nich czekał po drugiej stronie.

Panowie z pełną świadomością obietnicy pokiwali głowami, wsiedli na rowery i ruszyli do Argentyny wzbudzając podziw tamtejszych strażników granicznych i celników, którzy pierwszy raz widzieli podróżnych na rowerach w tej okolicy. – "Jakież było nasze zdziwienie, gdy już w Argentynie, po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów, ktoś za nami zaczął trąbić. Okazało się, że to Poyo!" – śmieje się Karol. W jego ciężarówce dojechali pod samą granicę boliwijską. Tam rowerami i busami dotarli do Uyuni, z którego wyruszyli miesiąc wcześniej.

AndySkok.

 Wypadek, pożar, odmrożenie

- "W Uyuni zaopatrzyliśmy Pawła w pieniądze i wysłaliśmy go samego autobusem do La Paz, do wspomnianego znajomego zakonnika. Dotarł tam bez problemów. Sami natomiast zaatakowaliśmy Pustynię Solną – wielką, 300-kilometrową przestrzeń, czasem ubitą i twardą jak beton, a czasem miękką i z kałużami wody. Zdobyliśmy też pobliski wulkan o wysokości 5300 metrów, a następnie wróciliśmy do La Paz" – opowiada Karol.

Na sam koniec wyprawy, już we trójkę, podjęli ostatnią próbę zaliczenia jakiegoś poważnego szczytu. Wybrali skalistą, ośnieżoną górę o wysokości 6088 m n.p.m. Wynajęli prawdziwy sprzęt alpinistyczny, raki, liny, czekany. Paweł wraz z miejscowym przewodnikiem wdrapał się na wysokość 5800 m, jednak z powodu ciągłej kontuzji kolan nie wspinał się dalej. Karol i Szymek natomiast, w śniegu, mrozie, ślizgając się na lodzie, w bardzo rozrzedzonym powietrzu, weszli na sam szczyt.

AndyWspinaczka.

Wejście i zejście zajęło im dwa dni. Po zdobyciu góry wrócili do La Paz, a stamtąd samolotem odlecieli do Polski. To tylko niektóre przygody, jakie podróznicy przeżyli w Ameryce Południowej. Były jeszcze awarie rowerów (na podjazdach od przeciążeń w tandemie ciągle zrywał się łańcuch), zatrucie pokarmowe, Karol podczas wspinaczki odmroził trzy palce, a Paweł spalił sobie w ognisku but i skarpetkę, resztę wyprawy spędzając z nogą owiniętą szmatami i zalepioną taśmą klejącą… – "Było fajnie, ale było też hardkorowo. Myślę, że było warto."

"Mimo wszystko pokazaliśmy ludziom, że niewidomy człowiek może przekraczać własne bariery i wspinać się na wyżyny możliwości" – mówi Karol, który już planuje kolejne wyprawy…

-
data: 12.08.2013r.