Content
W celu zalogowania się do konta użytkownika wpisz swój adres e-mail i hasło. Potem kliknij przycisk zaloguj.

baner
Granice ludzkich możliwości
artykuł

"Granice ludzkich możliwości."

W czasie wyścigu definitywnie tracę zmysły” - Jure Robiĉ wzrusza ramionami, smutno się uśmiechając. „Nie wiem dlaczego tak się dzieje, ale to prawda”.

Halucynacje i zaburzenia funkcji poznawczych, towarzyszące temu wybitnemu kolarzowi są nieodzownym elementem ultramaratonów rowerowych i zmagają się z nimi także pozostali zawodnicy, jednak tylko Jure potrafił uczynić z nich swój oręż w walce z bólem i zmęczeniem. Dzięki temu zawodowy żołnierz z niewielkiej, górzystej Słowenii dokonał czegoś, czego nie udało się zrobić do tej pory nikomu – pięciokrotnie stanął na najwyższym podium w wyścigu o nazwie Race Across America ( RAAM ), uważanym przez wielu za najcięższy na świecie.

RAAM to corocznie odbywający się ultramaraton, którego uczestnicy mają do pokonania trasę prowadzącą  z zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych na wschodnie, liczącą około trzech tysięcy mil ( 4800 km ).  Obowiązują ich określone limity czasowe: dziewięć dni dla grup i dwanaście dla kolarzy indywidualnych. Wyścig nie jest podzielony na etapy, regulamin nie precyzuje również, ile kilometrów  należy przejechać każdego dnia. Ilość przerw na posiłki i sen leży w gestii zawodnika i opiekującej się nim grupy znajomych i trenerów  ( ze względów bezpieczeństwa każdy startujący jest zobowiązany do posiadania takowej ). W dużym skrócie zwycięży ten, kto najumiejętniej połączy stosunkowo szybką jazdę z niewielką ilością przystanków na trasie.

Jure Robiĉ 1

foto: www.bicycledreamsmovie.org

Szybka kalkulacja uświadomi nas, że aby zmieścić się w określonym limicie czasowym, kolarz jadący solo musi pokonywać średnio czterysta kilometrów dziennie przez dwanaście dni. Robiĉ na przejechanie trasy potrzebował mniej więcej ośmiu dób, co oznacza niecałe sześćset kilometrów na każde dwadzieścia cztery godziny.

 Dla większości osób, nawet tych z doświadczeniem w kolarstwie szosowym, liczby te są całkowicie abstrakcyjne. Nawet dobrze wytrenowani kolarze na myśl o takich dystansach mogą dostać zawrotu głowy. Kto w takim razie podejmuje się tego wyzwania ? I gdzie znajduje się limit określający granicę ludzkich możliwości ? Czy w ogóle istnieje ?

Od wielu lat uważano, że zdolność mięśni do wysiłku jest ściśle regulowana i zależy (poza uwarunkowaniami genetycznymi ) wyłącznie od poziomu przygotowania fizycznego organizmu – w trakcie wysiłku anaerobowego ( beztlenowego ) dochodzi do akumulacji kwasu mlekowego, który obniża efektywność pracy i w konsekwencji całkowicie uniemożliwia jej kontynuowanie. Regularny trening pomaga podnieść próg przemian beztlenowych, tym samym zwiększając wydolność. Mięśnie posiadają  jednak „automatyczny hamulec, starannie wyregulowany przez naturę”, jak to ujął Archibald Hill, laureat nagrody Nobla w dziedzinie fizjologii i medycyny.

Najnowsze badania zmuszają jednak do weryfikacji tych poglądów. Obecnie rośnie poparcie dla tezy, że źródło zmęczenia i jego kontrola leży częściowo, a być może nawet całkowicie, w mózgu i ośrodkowym układzie nerwowym. Na popularności zyskuje teoria centralnego regulatora ( central governor theory ), według której mózg reguluje poziom intensywności jednostki treningowej, na bieżąco kalkulując  bezpieczny poziom wysiłku. W razie potrzeby ogranicza ilość włókien mięśniowych zaangażowanych w ćwiczenia, niejako zmuszając trenującego do zmniejszenia intensywności lub zaprzestania ruchu, zanim dojdzie do uszkodzenia mięśnia sercowego albo innych szkód w organizmie.

Jednym z badań sugerujących taki stan rzeczy była „Operacja Everest II”, eksperyment przeprowadzony przez kanadyjskich naukowców w 1989 roku. Uczeni monitorowali sportowców wykonujących intensywne ćwiczenia w komorze hipoksyjnej ( symulującej warunki  atmosferyczne panujące na dużych wysokościach ) i okazało się, że dochodziło do wyczerpania organizmu, gdy poziom kwasu mlekowego w mięśniach był stosunkowo niski. 

Christoph Strasser kolarz

foto: www.tour-magazin.de

Dziesięć lat później doszło do kolejnego ciekawego eksperymentu, tym razem na uniwersytecie w Cape Town w RPA. Grupa kolarzy za namową badaczy wzięła udział w stukilometrowym rajdzie na rowerach stacjonarnych. Za pomocą elektrod przyczepionych do nóg mierzono, jaki procent włókien mięśniowych bierze udział w wysiłku o rosnącej intensywności. Zakładano, że organizm będzie angażował coraz więcej grup mięśniowych, aby kompensować za te, które słabną. Ich przewidywania nie pokryły się jednak z rzeczywistością. Im bardziej sportowcy zbliżali się do całkowitego wyczerpania, tym procent aktywnych włókien mięśniowych był mniejszy. W szczytowym momencie jedynie trzydzieści procent włókien było zaangażowanych w wysiłek. Mimo subiektywnego odczucia kolarzy, że dają z siebie wszystko, większość ich mięśni była w stanie spoczynku, tak jakby mózg samoczynnie stopował zapędy atletów.

Naukowcy przyglądają się również przedniej części zakrętu obręczy – struktury anatomicznej umiejscowionej w mózgowiu, centralnej części układu nerwowego. Jest ona odpowiedzialna m.in. za rejestrowanie bólu, kreowanie emocji, podejmowanie decyzji i szeroko rozumianą „siłę woli”. Udowodniono również, że zmiany patologiczne zakrętu obręczy występują u osób chorych na schizofrenię, co również jest ciekawe, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę coraz śmielsze sugestie, że istnieje związek między niektórymi zaburzeniami neurologicznymi a potencjałem atletycznym.

Według powyższej teorii mózg osoby dotkniętej chorobą nie reguluje poziomu wysiłku, umożliwiając tym samym całkowite „opróżnienie baku”. Jednym z istotnych przesłanek ku temu jest pomiar, którego dokonał niemiecki chirurg August Bier. Zmierzył on długość skoku w dal wykonanego przez chorego psychicznie pacjenta i wynik był porównywalny do aktualnego wówczas rekordu świata.

-

data: 02.02.2014r.