Content
W celu zalogowania się do konta użytkownika wpisz swój adres e-mail i hasło. Potem kliknij przycisk zaloguj.

baner
Inspiracje: Andy 2011
artykuł

W La Paz spędzili jedenaście dni u zaprzyjaźnionego misjonarza. Postój potrzebny był do aklimatyzacji, a jak bardzo potrzebny okazało się w praktyce. – "Na początku uznałem, że dwa dni wystarczą i że możemy ruszać. Niestety, szybko dostaliśmy potwornych zawrotów głowy, wymiotów i problemów z koncentracją. O jeździe nie było mowy. Dwa dni dochodziliśmy do siebie" - opowiada Karol. Wyruszyli dopiero po tygodniu odpoczynku. Autobusem dojechali na południe Boliwii do miejscowości Uyuni, gdzie skręcili rowery i pojechali w kierunku granicy z Chile. Niestety, piątego dnia Paweł Król zaczął odczuwać silny ból w lewym kolanie. Nazajutrz współpracy odmówiło prawe kolano, tak że nie był w stanie pedałować.

AndyMapy

Cały wysiłek napędzania tandemu i ciągnięcia przypiętej do niego przyczepki z ekwipunkiem spadł na Karola. W dodatku po przekroczeniu granicy z Chile (na granicy musieli wyrzucić dwa worki liści koki, które kupili, a które miały im ułatwić funkcjonowanie na dużych wysokościach) dopadła ich burza z potwornie silnym wiatrem. Wiatr był tak porywisty, że przewracał ludzi, żaden pies nie miał prawa pojawić się na ulicy, bo był porywany przez wiatr, podobnie małe dzieci. Postanowiliśmy jednak, że mimo takich warunków zaatakujemy nasz główny cel – górę Aucanquilcha. Ruszyli więc naprzód.

Niestety, w pewnym momencie dotarli do strefy śniegu i nawet prowadzenie rowerów stało się niemożliwe. Schowali je więc między skałami i przysypali śniegiem, a potem ruszyli pieszo na szczyt. Okazało się jednak, że wiatr jest tak duży, a warunki tak trudne, że na wysokości 4800 m zrezygnowali z podejścia i wrócili do bazy.  Zjeżdżając z góry mieli wypadek na lodzie, na szczęście niegroźny.

AndySól.

W pogoni za TIR-em.

Po nieudanym ataku na Aucanquilchę, gdy jechali w kierunku pustyni Atacama, uśmiechnęło się do nich szczęście: pojawił się samochód ciężarowy, a kierowca pozwolił im załadować się do środka. Podróż samochodem pozwoliła odpocząć, zregenerować siły i nabrać optymizmu. Atacamę przejechali szybko i sprawnie w ciągu dwóch dni. Pustynia była kamienista, ale wytyczono po niej sporo żwirowych a nawet asfaltowych dróg, tak więc jazda nie sprawiała kłopotu. – "Za pustynią dostaliśmy informację, że na granicy boliwijsko-argentyńskiej spadły 2 metry śniegu i warunki jazdy są bardzo trudne. W dodatku czekało nas tam 3 tys. metrów przewyższenia. Nawiązaliśmy, więc znajomość z pewnym kierowcą TIR-a, niejakim Poyo (czyli Kurczakiem), który zgodził się nas podwieźć. Niestety Poyo okazał się być niesłowny. Umówiliśmy się z nim o 3 rano w określonym miejscu na drodze, ale jego nie było…"

-

data: 12.08.2013r.