hmojoeoc 01:21:30, 30.06.2022r.
szshevmb 15:30:42, 30.06.2022r.
Ze standardowym opóźnieniem wyjechaliśmy z Giżycka w kierunku Sztynortu, małej wsi położonej na półwyspie między trzema jeziorami – Dargin, Mamry i Kirsajty. Spoczęlismy na przystani niedaleko pałacu rodu von Lehndorffów, pod którego uroku wrażeniem Ignacy Krasicki powiedział: „ Kto ma Sztynort, ten posiada Mazury”.
Pałac, przejęty w czasie II wojny światowej przez ministerstwo spraw zagranicznych III Rzeszy, po niemieckiej kapitulacji został rozgrabiony przez Sowietów. Resztki bogatego wyposażenia można zobaczyć w muzeum w Olsztynie.
Ruszyliśmy dalej. Jechaliśmy w deszczu, aż naszym oczom ukazała się brama do Wilczego Szańca, głównej kwatery wojennej Hitlera. Parę minut później zagadała do nas przewodniczka, która również była fanką rowerowych wycieczek. To ona zaproponowała nam skorzystanie z usług przewodnika, co gorąco polecam każdemu zwiedzającemu. Ta przyjemność kosztuje pięćdziesiąt złotych, ale przy odrobinie chęci uda się znaleźć kogoś chętnego na zrzutkę. Do nas dołączyło pewne starsze małżeństwo, więc zapłaciliśmy tylko 10 złotych za osobę. Przewodnik ze specyficzną dawką czarnego humoru opisał nam życie w kwaterze i sposoby na jej maskowanie. Całość robiła olbrzymie wrażenie.
Po zwiedzeniu Wilczego Szańca ponownie wsiedliśmy na rowery. Parę godzin jazdy w ciemności i deszczu przekonało nas, że trzeba poszukać noclegu. Była już godzina dziesiąta. Zbliżaliśmy się do sanktuarium w Świętej Lipce i postanowiliśmy spróbować szczęścia w stojącym obok domu pielgrzyma. Był zamknięty, ale w akcie desperacji zacząłem się dobijać do mieszkającego w budynku organisty, który po konsultacji telefonicznej z proboszczem pozwolił nam rozbić się w kościelnym ogrodzie.
Dzień szósty.
Ostatniego dnia pokonaliśmy ostatnie pięć kilometrów do Reszla - miasta z listy Cittaslow, gdzie obejrzeliśmy zamek i zabytkową starówkę. Pod zamkiem spotkaliśmy niemieckie małżeństwo z synem, które na rowerach z sakwami podrózowało z Estonii do Niemiec. Po krótkiej wymianie zdań leniwie zebraliśmy się i ruszyliśmy w kierunku Kętrzyna, skąd odjeżdżał nasz pociąg do Olsztyna, z którego z kolei mieliśmy bezpośrednie połączenie z Poznaniem.
Wycieczkę niewątpliwie zaliczamy do udanych, jednak musimy przyznać - spodziewaliśmy się, że jeziora będą trochę bardziej, że tak powiem, "dziewicze". Nadmierna komercjalizacja i zagospodarowanie terenu pod pensjonaty, prywatne kwatery i ośrodki trochę odbierają uroku temu regionowi Polski. Nie ma co się jednak nadmiernie sugerować naszą opinią, warto pojechać i przeżyć to samemu.
Robert Górski