Lesterwak 02:37:08, 15.09.2024r.
Thomasmaype 05:34:06, 15.09.2024r.
Lesterwak 08:29:50, 16.09.2024r.
Dalszy odcinek trasy był znacznie węższy, bardziej wyboisty i dziurawy. Zaczęło robić się tłoczno i nerwowo. Nagle zaczęliśmy przeszkadzać kierowcom, nawet tym z rowerami na bagażniku, po których możnaby się spodziewać większego zrozumienia. Co gorsza, nie mogliśmy znaleźć miejsca na rozbicie namiotu po zachodniej stronie jeziora, którą się poruszaliśmy. Na lewo same płoty i tabliczki „teren prywatny”, na prawo mocno porośnięte, wilgotne łąki. Nie mieliśmy wyjścia i wjechaliśmy do Mikołajek, gdzie po krótkich poszukiwaniach znaleźliśmy dobrze wyposażony kamping „Wagabunda” , położony na wzgórzu z ładnym widokiem na centrum miasta.
Dzień drugi.
Początkowo zakładaliśmy, że na „Tour de Śniardwy”, wycieczkę wokół największego polskiego jeziora, wyruszymy wprost z naszego noclegu na dziko nad jeziorem Tałty. Pod koniec dnia chcieliśmy znów rozbić się przed Mikołajkami, tym razem po wschodniej stronie miasta. Na szybko jednak zweryfikowaliśmy nasze zamiary, wykupując kolejną noc na kampingu i zostawiając bagaże na miejscu. W trasę wyruszyliśmy z tym, co zmieściło się w torbach na kierownicy.
Pierwszy odcinek, prowadzący do wsi Kadzidłowo, prowadził przez piękny las i był jednym z najciekawszych na trasie. Nieskrępowany nadmiernym bagażem mogłem sobie pozwolić na wejście na „wyższe obroty” i odrobinę szybkiego szaleństwa. W Kadzidłowie zatrzymaliśmy się przy parku dzikich zwierząt, jednak ze względu na późną godzinę musieliśmy zadowolić się jedynie widokiem z zewnątrz. Kolejny przystanek to Ruciane-Nida, pięciotysięczne miasto otoczone lasami Puszczy Piskiej, z piękną przystanią, przy której spożyliśmy posiłek i zbieraliśmy siły na następny etap podróży.
Dalej ruszyliśmy w kierunku półwyspu Szeroki Ostrów, który niektórzy nazywają największą wyspą na Śniardwach, połączoną z lądem wąska groblą. Bez opowiadania się za żadną ze stron tego „konfliktu”, spoczęliśmy tam na chwilę przed dalszym etapem naszej podróży, która przybrała trochę nieoczekiwany obrót.
Po dziewięćdziesięciu kilometrach ( czyli zakładanej długości całej trasy ) zatrzymaliśmy się przy wjeździe na drogę krajową i okazało się, że mamy jeszcze trzydzieści kilometrów do przejechania. Była już godzina dziewiąta i robiło się ciemno, więc postanowiliśmy trzymać się asfaltowej drogi. Półtorej godziny później, nieziemsko głodni zatrzymaliśmy się pod Żabką w Mikołajkach. Po szybkiej przekąsce zmęczeni dotarliśmy do naszego namiotu.